II. Czy post ogranicza wolność?

 W tym momencie pragnę raz jeszcze postawić zasadnicze pytanie: Co to znaczy być wolnym? Co uważam za podstawowe kryterium, które pozwala mi powiedzieć, na ile jestem wolny? Sprawa wydaje się być prosta, gdy patrzymy na człowieka zamkniętego w ciężkim więzieniu, gdzie odmawia się mu możlliwości zaspokojenia podstawowych środków koniecznych do życia. Można tu mówić o wartościach wspólnych dla całego świata istot żywych (szczególnie zwierząt) takich, jak zaspokojenie głodu fizycznego czy innych naturalnych popędów wpisanych w samą biologię danego gatunku. Zabezpieczenie wolności na tym elementarnym poziomie ludziom jednak nie wystarcza. Patrząc na samo życie materialne człowieka, nawet bez odniesienia do całego wymiaru duchowego i religijnego, dostrzegamy szereg pragnień typowo ludzkich, jak np. dążenie do różnego rodzaju przyjemności, dla zaspokojenia których powstają całe gałęzie przemysłu. Wielka działalność reklamowa jest przejawem rozbudzania coraz to nowych zapotrzebowań, których zaspokojenie dla wielu staje się koniecznym warunkiem poczucia osobistej wolności. Jak wielu ludzi jest dziś wewnętrznie nieszczęśliwych, gdy z zazdrością patrzą na życie bogatszych od siebie, którzy są w ich poczuciu jednostkami „wolniejszymi” w zaspokajaniu własnych pragnień. Często rozumienie osobistej wolności zamyka się na tym etapie ciągle rosnących pragnień realizacji przeróżnych przyjemności, które choć nie są konieczne do życia, to jednak dla współczesnego człowieka stały się nieodłącznym składnikiem materialnego standardu życia, np. w kulturze zachodnioeuropejskiej.

 Pytając się o osobisty, ludzki sens wolności trzeba jednak sięgnąć jeszcze głębiej. Człowiek posiada bowiem ostateczny cel swojego życia. Jeśli ten cel zamyka się na płaszczyźnie potrzeb biologicznych czy doczesnych, to i pojęcie wolności zamyka się na tym poziomie. Ostatecznie o wolności trzeba mówić w kontekście możliwości realizacji najwyższego celu, jaki człowiek może sobie postawić w życiu. Jestem wolny wtedy, gdy mogę realizować ów cel. Dotykamy tutaj całego wymiaru wewnętrznego swojej wolności. Nie tylko zewnętrzne warunki są w stanie ograniczyć naszą wolność na różnych płaszczyznach. Potrzeba również wewnętrznej wolności, by być zdolnym do ofiary, do rezygnacji z pewnych wartości, gdy jest to pożyteczne dla realizacji wyższego dobra. Idąc tym tokiem myśli możemy dojść do rozróżnienia samowoli, anarchii od prawdziwej wolności. W pierwszym wypadku rozumienie osobistej wolności zatrzymuje się na zbyt niskim poziomie zaspokojenia własnych potrzeb za wszelką cenę, często kosztem wolności drugiego człowieka. Dopiero głębokie rozumienie Bożego zamysłu, ukrytego w darze wolności, pozwala wyjść z tej pozornej sprzeczności pragnienia wolności i pozornej niemożliwości jego zaspokojenia tu na ziemi.

 Bardzo często źródłem wewnętrznego zniewolenia człowieka, które nie pozwala mu podejmować decyzji zgodnych z własnym przekonaniem, z własnym sumieniem, jest lęk. Brak wewnętrznej wolności objawia się w dostosowaniu do zewnętrznego obyczaju wbrew pierwotnemu sprzeciwowi. Z czasem sytuacja z początku nienormalna zaczyna być traktowana jako normalny styl życia. Usprawiedliwieniem niezgodności postępowania z własnym sumieniem (które powoli przestaje ostrzegać!) są często słowa: „tak wszyscy robią”, „i tak nic sam nie zmienię” itp. W życiu towarzyskim znamy dobrze lęk przed wyśmianiem, przed brakiem akceptacji czy wręcz przed wykluczeniem z danej grupy osób, na których mi zależy (np. ze względów towarzyskich czy zawodowych).

 Można by zrobić całą listę zabobonów, które funkcjonują w społeczeństwie, aby usprawiedliwić często irracjonalne zachowanie. Np. milczymy widząc zalew kłamstwa w postaci reklamy papierosów. Dobrze wiemy, że są szkodliwe dla zdrowia jak i budżetu rodziny, zaś do ich reklamy często jest wykorzystany sport (gdzie przecież najszybciej widać skutki palenia!). Wszystko w myśl zasady propagandowej Hitlera „kłam, kłam, a zawsze coś zostanie”. Doszło wręcz do społecznej akceptacji tezy, że od 18 lat palenie nie jest grzechem...

 Różne są lęki człowieka. W świecie współczesnym doszło do tego, że często, im zamożniejsza rodzina, tym bardziej lęka się poczętego dziecka, które ze swej natury jest źródłem największych nadziei dla zdrowej rodziny. Człowiek lęka się nawet samego siebie. Często nie chce ujawnić i rozwijać swoich talentów w obawie, że zostanie wykorzystany przez innych. Dochodzimy w końcu do lęku przed Bogiem, by mnie nie wytropił i sprawiedliwie nie osądził... Jakże wielu ludzi nie odkryło jeszcze tej podstawowej prawdy objawionej, że Bóg jest miłością!

 Rodzi się zatem pytanie, kto może mnie wyzwolić z ciągłego lęku o moją własną przyszłość? W naszej całej bezradności, oraz pouczeni historią chrześcijaństwa, niosącego wolność ludziom i całym narodom, jasno musimy wyznać, że prawdziwy dar wolności pochodzi od samego Boga. „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał Syna swego na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” /J 3,16-17/. Jezus wielokrotnie obiecywał każdemu, kto Jemu zawierzy, iż doświadczy w swoim życiu wyzwalającej mocy Ewangelii, że doświadczy radości i pokoju, jakiego świat dać nie może. I choć ostatecznie spełnienie tej obietnicy dopełni się w życiu wiecznym, to jednak miliony chrześcijan doświadczyło spełnienia się tych słów już w życiu doczesnym.

 Jednak nawet jeśli uznam, że jedynie Bóg może w sposób pewny zabezpieczyć moją wolność, to pozostaje aktualne pytanie, w jaki sposób praktycznie czerpać z tego daru wolności, który od Niego pochodzi? Najcenniejszym drogowskazem jest dla nas sama postać Jezusa, który będąc w pełni wolnym jako Bóg „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi...” /Flp 2,6n/. W tym samym kierunku idzie myśl św. Pawła z 13 rozdziału 1 listu do Koryntian, gdzie Apostoł Narodów ukazuje głębię miłości, która jest dla człowieka podstawową drogą realizacji osobistej wolności. W dokumentach Soboru Watykańskiego II znajdujemy syntezę naszych poszukiwań osobistej wolności, osobistej drogi do realizacji najważniejszej sprawy w życiu. Człowiek został bowiem stworzony na obraz i podobieństwo Boga samego. „To podobieństwo ukazuje, że człowiek będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” /KDK 24/.

 Zaskakujący dla wielu jest kierunek chrześcijańskiego poszukiwania realizacji osobistej wolności. Jednocześnie nie jest to utopia, gdyż wielu chrześcijan praktycznie odnajdywało swoją wolność, swoje szczęście właśnie na tej drodze. Co więcej, Bóg stając się człowiekiem w osobie Jezusa Chrystusa założył swój Kościół, aby obdarzać człowieka mocą, by pragnienie wolności nie było skierowane w próżnię. Jakże zasadniczym niezrozumieniem głębi wolności jest zarzut, że to właśnie Kościół ogranicza dziś wolność człowieka... Piękne świadectwo o roli Ewangelii w życiu społecznym dał na początku VII wieku papież św. Grzegorz Wielki w liście skierowanym do apostoła Anglii św. Augustyna „Któż zdoła wypowiedzieć radość, (...) kiedy lud oświecony został światłem wiary świętej. Z odnowionym umysłem wielbi teraz Boga czystym sercem i depce bożków, przed którymi korzył się niegdyś w niedorzecznym lęku” /LG, tom III, s.1190/.

 Rozważając zagadnienie drogi wiodącej do życia w wolności na samym początku chciałbym dotknąć problemu, czym jest post. Może się to wydać zupełnie nie związane z tematem, czy wręcz śmiesznym anachronizmem poruszanie tego problemu. Co więcej dla wielu post kojarzy się raczej z zaprzeczeniem wolności niż z czymś, co może służyć pozytywnie naszej wolności. Jest to również temat bardzo niepopularny w dzisiejszej kulturze telewizyjnej nafaszerowanej reklamami zapraszającymi bez końca do szukania coraz to nowych przyjemności, a nie dobrowolnych umartwień.

 Czym jest post? Myślę, że istotę postu można ująć w następującym stwierdzeniu, iż jest to dobrowolna rezygnacja z czegoś, co jest dobre i ważne dla życia, podjęta z motywacji religijnej. Nie mogę więc mówić o poście, gdy rezygnuję z czegoś, co jest samo w sobie złe, jak np. palenie papierosów czy używanie narkotyków. Taka rezygnacja z czegoś, co mi szkodzi, jest zwykłym obowiązkiem sumienia czy wręcz zdrowego rozsądku, choć wiemy, że może być niezmiernie trudna do praktycznego wykonania. Nie można również mówić o poście przy innej motywacji, np. w celu przeprowadzenia kuracji odchudzającej czy osiągnięcia lepszych wyników sportowych. Przy motywacji religijnej ważne jest ponadto wystrzeganie się fałszywej argumentacji obniżającej obiektywną wartość rzeczy, z której się rezygnuje. Błąd ten pojawiał się od stuleci, np. w sektach religijnych i nie tylko. Dla przykładu, taka fałszywa argumentacja mająca usprawiedliwić abstynencję od alkoholu utożsamia każde spożycie wina z grzechem (czy wręcz działaniem szatana), przy powstrzymaniu się od pożycia małżeńskiego będzie dyskredytowała wartość ciała ludzkiego, instytucji małżeństwa itp. Wymownym przykładem z historii Kościoła może tu być sekta manichejczyków, do której w IV wieku należał przed swoim nawróceniem św. Augustyn. Gromadziła ona w swoich szeregach często bardzo gorliwych ludzi, którzy gotowi byli nieraz nawet życie oddać w swoich zmaganiach o pewne wartości moralne. Popełniali oni jednak zasadniczy błąd uznając ciało, materię za coś z natury złego, godnego potępienia, coś, z czego należało się za wszelką cenę wyzwolić /por. np. 1 Tm 4,1-4/.

 Ponadto post dotyka spraw istotnych dla życia. Nie ma bowiem wartości rezygnacja z jakiegoś dobra, które jest dla mnie i tak praktycznie nieosiągalne, bądź jego używanie czy nieużywanie nie ma praktycznie żadnego wpływu na moje życie. W basenie Morza Śródziemnego ważną rolę w odżywianiu zajmuje wino; już w starożytności było używane jako podstawowy środek konserwujący wodę pitną zbieraną z opadów deszczu, które występowały tylko kilka razy do roku. Wino jest tam ponadto związane z charakterystyczną dietą żywnościową zawierającą duże ilości oliwy. Właśnie w tej kulturze rodzi się post całkowitej abstynencji od alkoholu. Znany on jest w tradycji Starego Testamentu pod nazwą nazireatu /Lb 6,1-21/. Warto tu wspomnieć postać z księgi Sędziów - legendarnego Samsona /Sdz 13,7/ czy dobrze nam znaną sylwetkę św. Jana Chrzciciela /Łk 1,15/. Często nazirejczycy byli trudnym znakiem danym ludowi przez Boga, o czym świadczy prorok Amos „I Ja to wyprowadziłem was z Egiptu, wiodłem przez pustynię przez lat czterdzieści, byście posiedli ziemię Amorytów. Wzbudzałem spomiędzy waszych synów proroków, a spomiędzy waszych młodzieńców - nazirejczyków. Czy nie było tak, synowie Izraela? - wyrocznia Jahwe. A wy dawaliście pić nazirejczykom wino i prorokom rozkazywaliście «Nie prorokujcie!»” /Am 2,10-12/.

 Do tej tradycji nawiązał również w zachodniej Europie św. Benedykt, który gorąco zalecał w swojej regule braciom, by dobrowolnie podejmowali taką formę postu „Każdy otrzymał od Boga dar własny, jeden taki, drugi zaś inny. Dlatego też z pewną ostrożnością ustanawiamy dla innych miarę pożywienia. Jednak mając wzgląd na słabość niemocnych sądzimy, że «hemina» wina wystarczy na dzień dla każdego. Ci, którym Bóg daje łaskę abstynencji, niech wiedzą, że otrzymają za to specjalną nagrodę.(...)czytamy wprawdzie, że wino w ogóle mnichom nie przystoi, lecz skoro w naszych czasach niepodobna o tym mnichów przekonać, zgódźmy się przynajmniej na to, aby nie pić do sytości, lecz umiarkowanie, bo wino prowadzi do odstępstwa nawet mądrych” /św. Benedykt, Reguła, rozdz. 41/.

 W klimacie afrykańskim wielką rolę odgrywa woda i oto największa religia tego kontynentu - islam proponuje w pewne dni ścisły post od wody od świtu do zmroku przy całodziennej pracy! Natomiast w klimacie Europy północnej dla człowieka ciężko pracującego oraz narażonego na przemarznięcie podstawowym składnikiem wyżywienia jest m.in. mięso. Nie dziwi nas zatem, że właśnie ono stało się materią postu chrześcijańskiego na tym kontynencie. Szereg zakonów, powstających w ciągu ostatniego tysiąclecia, przyjęło tę formę postu jako stałą regułę życia.

 Dotykamy tutaj również istotnego elementu, jakim jest jego całkowita, świadoma dobrowolność. Wszelki fizyczny przymus odbiera postowi jego wartość, a w praktyce okazuje się nieskuteczny. Dobrowolnie podejmowane wyrzeczenia idą jednak jeszcze głębiej. Dla każdego bowiem człowieka naturalnym pragnieniem i wielką wartością jest założenie rodziny powiązane z pożyciem małżeńskim, dążenie do bogactwa, by zaspokoić potrzeby materialne oraz dążenie do niezależności w podejmowanych decyzjach. Wartości te są motorem życia całych społeczeństw. Są tak naturalne, że próba oceny ich jako złych, grzesznych jest wręcz niepoważna, choć z drugiej strony wiemy, jak nieopanowane mogą stać się źródłem wielu nieszczęść. I oto cała duchowość życia zakonnego, które odegrało kluczową rolę w historii Europy i nadal promieniuje w przeróżnych kierunkach, za punkt wyjścia bierze dobrowolną rezygnację z tak wielkich wartości poprzez dozgonne śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa.

 Przedziwna jest głębia teologii tak prostego pojęcia, jakim jest post. Co to znaczy, że jest to dobrowolna rezygnacja z czegoś dobrego podjęta z motywacji religijnej? W jakim celu człowiek podejmuje ten wysiłek? Jedyną sensowną odpowiedzią jest oczekiwanie większych wartości, większego dobra, które można poprzez takie wyrzeczenie otrzymać dla siebie i innych teraz czy w przyszłości. Aby móc podjąć taką decyzję, trzeba być jednak wewnętrznie wolnym.

 To bardzo ważne, by na post patrzeć zawsze pozytywnie. Każdy autentyczny post podjęty z miłości Boga i bliźniego jest najlepszą „inwestycją”, jaką mogę uczynić. Często w bardzo krótkim czasie osoba, która podejmuje post, sama w swoim życiu doświadcza jego błogosławionych owoców. Niezależnie od tego Pan Jezus wskazuje na ostateczne uzasadnienie postu i modlitwy: „Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie.(...) Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze.” /Łk 10,20;12,33-34/

 Ten ewangeliczny sposób pojmowania wolności i drogi do wolności można odnaleźć w najnowszej historii Rzeczypospolitej. Odzyskaliśmy wolność w wymiarze politycznym. Jest to niewątpliwie zasługa ruchu społecznego, określonego słowem „Solidarność”. Doświadczyliśmy, jak wielką moc posiada nawet niewielka grupa ludzi gotowa oddać życie za Prawdę, którą otwarcie głosiła. Aktywni członkowie NSZZ Solidarność przez całe dziesięciolecie mieli społeczne poparcie dla walki „bez użycia siły”, opartej na zawierzeniu mocy Ewangelii. Jednak, nawet najbardziej optymistycznie oceniając ów zryw społeczny, czymże byliśmy wobec ogromnego imperium, które objęło wiele podbitych narodów? Z historii znamy podobne ruchy społeczne. Przez wieki dokonywało się likwidowanie niewolnictwa, czego symbolem stał się w ostatnim stuleciu Martin Luter King walczący o równouprawnienie Murzynów w USA.

 Równolegle pojawiało się w historii wielu fałszywych zbawicieli, którzy gromadzili wokół siebie często nieświadomych zapaleńców i obiecywali ludziom raj na ziemi. Najstraszniejszych skutków takich utopii społecznych doświadczyliśmy w XX wieku w wydaniu narodowego socjalizmu w Niemczech, czy komunizmu w Rosji, a ostatnio w propagandzie na rzecz pozornego wyzwolenia kobiet poprzez środki antykoncepcyjne i aborcję. Historia ciągle nas poucza, jak niebezpieczne są ruchy, które wypowiadają świętą wojnę chrześcijaństwu, choć jednocześnie pełne są haseł wziętych wprost z Ewangelii, które często obiecują wolność przy równoczesnej walce z Kościołem. O tym, że nie jest to problem czysto teoretyczny, świadczą rozwijające się dziś sekty religijne, jak i praktyka działania niektórych partii politycznych. Często wystarczy jednak dobry rachunek sumienia, by w sobie samym odnaleźć zalążek fałszywego pojmowania wolności.